Mariusz Czubaj - 02.09.2010
STRZELANIE Z WIELKIEGO KALIBRU
W 2009 r. Mariusz Czubaj, bohater pierwszych powakacyjnych Czwartkowych wieczorów w Bibliotece, zgarnął „Wielki Kaliber” – nagrodę dla najlepszej polskiej powieści kryminalnej i sensacyjnej roku. – W zasadzie, prędzej czy później, każdy dostaje tę nagrodę, ale oczywiście musi spełnić pewne warunki. Przede wszystkim musi coś napisać, najlepiej kryminał – uzasadnił swój sukces nagrodzony.
– Lubię kryminały. Nie tylko je piszę, ale i czytam namiętnie. Analizuję. O, tu autor fajnie to zrobił, dlaczego ja nie wpadłem na taki pomysł, ale tu nie, to bym zmienił. Moje podejście do kryminałów jest naiwne, nie tak jak dr. Jarosława Klejnockiego (prowadzącego spotkanie autorskie), który czytając, zachowuje dystans.
Mariusz Czubaj, jako antropolog kultury, pisze też… o kryminałach. Mowa tu o jego ostatniej pozycji – „Etnologu w Mieście Grzechu. Powieści kryminalnej jako świadectwie antropologicznym” oraz wcześniejszej – „Krwawej setce. 100 najważniejszych powieściach kryminalnych”. W tej materii pisarstwa autor w pewnym sensie jest monopolistą na polskim rynku, choć akurat tę drugą pozycję stworzył wraz z Wojciechem Bursztą.
– Wojciech Burszta dojeżdżał na uczelnię z Poznania i, jak przystało na profesora, w pociągu czytał kryminały. Spotkaliśmy się raz przy piwie, rozmawialiśmy o ostatnio czytanych kryminał, o tych ulubionych i tych kiepskich, i tak od słowa do słowa stwierdziliśmy, że trzeba z tego zrobić książkę.
A wracając do kryminałów Czubaja, dwa z nich napisał z Markiem Krajewskim – człowiekiem, który utrzymuje się z pisania kryminałów. – Nie byłoby możliwe wspólne pisanie, gdybyśmy wcześniej nie ustalili, że musimy do tego podejść jak rzemieślnicy. Gdybyśmy pisali pod natchnieniem, nie pozwolilibyśmy sobie nawzajem na żadne zmiany w swoich tekstach. A reprezentujemy zupełnie odmienne style. Marek Krajewski to taka osoba, która musi mieć zawsze nienagannie wypastowane buty. Trzyma się raz ustalonej drabinki scen, nie lubi improwizacji. Ja zaś jestem za miękkim pisaniem. On ma bardzo rozbudowaną stylistykę – jedzący tłuste potrawy wręcz ociekają u niego tłuszczem, ja z kolei, z racji dziennikarskiego doświadczenia, piszę lakonicznie, zostawiając miejsce dla wyobraźni. Praca nad książkami wyglądała więc tak, że on przysyłał mi swoją wersję, ja ją skracałem i odsyłałem, a on znów ją rozbudowywał. Albo w drugą stronę. Na szczęście nie popełniliśmy książkowych, pełnych szwów frankensteinów. Powstały: „Aleja samobójców” i „Róże cmentarne” i będzie kontynuacja.
– Treść kryminału musi odzwierciedlać rzeczywistość przynajmniej w kwestiach medyczno-sądowych. Żeby się nie narazić na śmieszność w oczach specjalistów. W myśl tej zasady, przed wydaniem „21:37” – owej nagrodzonej powieści ze wstępu, Mariusz Czubaj konsultował się z fachowcem – Bogdanem Lachem – policyjnym profilerem (przygotowującym profile psychologiczne morderców), współautorem (wraz z Katarzyną Bondą) „Zbrodni niedoskonałej”. Kto choć trochę poznał życiorys Bogdana Lacha i przeczytał pierwszą część zmagań Rudolfa Heinza, znajdzie wątki łączące obydwie postacie. – Takie rzeczy, mające swoje źródło w życiu, budują wiarygodność przekazu – przyznał twórca fikcyjnego bohatera.
U wydawcy leży już kontynuacja „21:37”. Tym razem Rudolf Heinz wpadnie w problemy alkoholowe, a to dlatego, żeby było go z czego wyciągać w kolejnych powieściach. Akcja „Kołysanki dla mordercy” rozgrywać się będzie m.in. w kanałach ciepłowniczych. Reszta pozostaje na razie tajemnicą, którą trzeba będzie rozwikłać.
Bez autoryzacji