Recenzje: Książka na sobotę - Cormac McCarthy "Stella Maris"

Na jego nową książkę czekało ogromnie wielu czytelników. Ku zaskoczeniu i radości otrzymało aż dwie powieści – „Pasażera” i „Stellę Maris”. To jednak ostatnie tytuły, które wyszły spod pióra niedawno zmarłego, wybitnego pisarza. Łączą je bohaterowie – niezwykłe rodzeństwo, ale nie tworzą cyklu, który trzeba czytać w konkretnej kolejności. Zaczęłam od tej drugiej, czyli „Stelli Maris” i przyznam, że nie wyobrażam sobie, żebym nie sięgnęła teraz po „Pasażera”.
Alicia Western wymyka się wszelkim określeniom i próbom szufladkowania. Jest córką współpracownika Oppnheimera i genialnym umysłem. Kocha matematykę, ale nie boi się mówić krytycznie o teoriach, które powstały przez wieki. Z największą sprawnością porusza się w zagadnieniach filozofii, fizyki i wydawać by się mogło kompletnie wszystkiego. Czyta z zawrotną prędkością, ale dzięki swojemu wyjątkowemu umysłowi jest kompletnie wyobcowana i nieprzystosowana do życia w świecie.
Pewnego dnia zjawia się w szpitalu psychiatrycznym Stella Maris z reklamówką pieniędzy i rozpoczyna swoistą grę z lekarzem. Z charakterystyczną sobie ironią opowiada o pracy rodziców, zagadnieniach matematyczno-fizycznych, przeszłości i wizjach, jakich doświadczała. Z rozmowy na rozmowę coraz bardziej podważa realność i nierealność pewnych zdarzeń. Unika jednak wspominania o miłości swojego życia, a także bracie, którego pozostawiła we włoskim szpitalu w śpiączce.
Nowa powieść McCarthyego to uczta dla intelektualistów. Świetnie napisana, błyskotliwa, frapująca. Jednak to lektura dla wybranych. Sama gra pacjentki z lekarzem nabiera pełnego sensu dopiero gdy w pełni rozumiemy zagadnienia poruszane w rozmowie. Gdy będziemy w stanie sprawdzić, co w nich jest prawdą a co fałszem. To jedna z najbardziej wymagających lektur, z jakimi się spotkałam. Doceniam językowo, stylistycznie, ale do pełnego zrozumienia wszystkich zagadnień mi jeszcze daleko. Mimo tego, była to dla mnie doskonała przygoda, która niesamowicie mnie wciągnęła.